poniedziałek, 6 lipca 2015
Maybe Someday- Colleen Hoover
Szczerze powiedziawszy miałam pewne obawy zaczynając czytać tą książkę. Zwykle mam tak, że naczytam się mnóstwa pochlebnych opinii, a potem przejdę załamanie nerwowe, gdy okazuje się, że książka nie podobała mi się. Rozumiecie: różne gusta i takie tam. Ale tym razem (o dzięki niebiosa!) książka okazała się... dobra. Mało tego! Piękna! Cudowna! Inspirująca, pochłaniająca! Zaczynając czytać nawet przez myśl mi nie przeszło, że "Maybe Someday" wpisze się na moją listę ulubionych książek.
Sydney jest dziewczyną, która zdaje się być zadowolona ze swojego życia. No bo czemu miałaby nie być? Ma wszystko czego potrzebuje. Jednak ona sama nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej życie zaczyna się robić monotonne. Czasami lubi usiyiców o pomoc. Nie wie co ma zrobić. Z pomocą przyjdzie jej chłopak z balkonu. Czemu proponuje jej mieszkanie skoro właściwie się nie znają, a nawet nigdy nie rozmawiali?
Ridge miał kiepskie dzieciństwo. Jednak jego dorosłe życie układa się całkiem nieźle. Ma dziewczynę, którą bardzo kocha, przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Ma jednak jeden problem. Brak weny. Nie umie znaleźć słów do swoich piosenek. Teksty są mu bardzo potrzebne, ale nic nie daje mu natchnienia. Pewnego razu zauważa, że jakaś dziewczyna śpiewa do jego melodii! Więc kiedy ta nie ma się gdzie podziać, bez zastanowienia wyciąga do niej pomocną dłoń, jednak w tamtej chwili z bardziej egoistycznego powodu.
Książka pisana jest z perspektywy Ridge'a i Sydney. To było bardzo przydatne, ponieważ mogliśmy lepiej zobaczyć, że oboje bohaterów musiało się zmierzyć z innymi, ale jednocześnie tymi samymi problemami. Główna bohaterka ani trochę, w żadnym momencie mnie nie irytowała. Każde jej postępowanie było w pełni uzasadnione, autorka niczego nie koloryzowała. Taką Sydney mogła by być każda z nas. Jej charakter bardzo mi się spodobał. Prawie zawsze starała się kierować rozumem, mimo że serce podpowiadało jej zupełnie coś innego. Nie obeszło się u niej także od wpadek, ale absolutnie nie można jej było mieć niczego za złe.
Ridge i Sydney próbują pisać wspólnie teksty. Jest ich osiem. Osiem najwspanialszych piosenek pod słońcem! Już przez jakieś dwa tygodnie, codziennie słucham soundtracku do tej książki i mi się nie nudzi. Tak, soundtracku do książki! Coś wspaniałego prawda? Piosenki dodają niesamowitego klimatu, dzięki nim lepiej wczuwamy się w historie bohaterów. Przy "Maybe Someday" zawsze mi się chce płakać. "Jeśli teraz nie mogę być twój, poczekam tu, na tej ziemi".
Chyba nie da się znaleźć wad w tej książce. Nie mam zastrzeżeń ani do jednego słowa. Nie wiem jak komuś mogła by się nie spodobać historia Sydney i Ridge'a. Nie da się ich nie kochać! To samo wiąże się z bohaterami drugoplanowymi, np. współlokator Ridge'a. Był bardzo zabawny, a kawały jakie sobie robili chłopcy były bezbłędne!
Wiecie co jest najlepsze? To, że pisząc tą recenzje słucham wspomnianego soundtracku, który przypomina mi o wszystkich zdarzeniach z książki. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał tej książki to nie czekajcie długo! Książka na prawdę warta waszego czasu, który dzięki niej nie będzie zmarnowany. Gwarantuje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przede mną "Hopeless" tej autorki. Pełno jej wszędzie, oj pełno...
OdpowiedzUsuńŚwietna książka! Soundrack również wspaniały, mam kilka swoich ulubionych kawałków.
OdpowiedzUsuńgabxreadsbooks.blogspot.com
Uwielbiam Hoover i jej styl pisania. "Maybe Somday" mam na półce i już nie mogę się doczekać lektury :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję , że mi również się spodoba:))
OdpowiedzUsuńLubię czasem przeczytać książkę z tego gatunku, więc może kiedyś sięgnę po Maybe Someday. :) Chciałabym przynajmniej. :)
OdpowiedzUsuń