Ile mógłbyś dać, aby twoje marzenia mogły się spełnić? Jaką cenę jesteś w stanie zapłacić za rzeczy, które są twoimi najgłębszymi pragnieniami? W tym momencie możemy stwierdzić, że te najbardziej upragnione są prawdopodobnie nieosiągalne. Ale czy na pewno? A co jeśli ich spełnienie jest dziecinnie proste? Jeśli ceną naszych marzeń jest po prostu spłatanie komuś niewinnego psikusa, zgodziłbyś się? Lepiej to dobrze przemyśl, bo ta z pozoru niepozorna okazja może się okazać czymś znacznie przeciwnym- nie zakupem, a utratą.
Zwykłe, niepozorne miasteczko Castle Rock, gdzie wszyscy się znają. Nagle jego spokój i monotonnie zakłóca przybycie nowego mieszkańca, który postanawia otworzyć sklep, które będzie nosił nazwę "Sklepik z marzeniami". Leland Gaund od razu jest na językach wszystkich. Czy jego towar zainteresuje kogokolwiek? Przybysz jest pewny sukcesu. Już od samego początku interes pana Gaund'a kwitnie. Jakim cudem w jego sklepiku znajdujemy to co podświadomie pragniemy? I czemu tak mało płacimy za swoje marzenia? Cóż... Tak na prawdę cena jest przerażająco wysoka mimo, że mieszkańcy miasteczka z początku nie zdają sobie z tego sprawy.
W tej książce odnajdujemy przede wszystkim talent Kinga, jakim jest gawędziarstwo. Autor posługuje się tu głównie rozbudowanymi opisami, które czasem stają się dość męczące. Jednak nie zabrakło tu również tego, czego na prawdę każdy spodziewa się po mistrzu grozy. Mianowicie rzeczy, które mrożą krew w żyłach.
Jest to horror psychologiczny, który ukazuje nam mroczne strony człowieka, a także to, że w każdym istnieje trochę zła, które można obudzić. W jednych mniej, w innych więcej. Książka opowiada o tym jak bardzo człowiek potrafi być destrukcyjny, zarówno dla innych jak i dla samego siebie. Pogłębia także świadomość tego, że czasami nasze pragnienia są silniejsze od nas. Niektóre rzeczy działają na nas oślepiająco i sprawiają, że człowiek przestaje być sobą. King pokazał nam także to, jak prosty potrafi być człowiek. Zawsze staramy się iść na łatwiznę nie zastanawiając się nad tym, że droga, którą obraliśmy jest zła.
Książka mówi o tym, że na świecie istnieje zło, którego nic nie jest w stanie powstrzymać. Nie należy mu się jednak poddawać. Trzeba z nim walczyć z całych sił. W jaki sposób? Wystarczy oderwać chociaż trochę wzrok od nas samych, a skupić się na innych. Tak na prawdę walka za wszelką cenę o własne marzenia łączy się z autodestrukcją. Należy zastopować i rozejrzeć się wokół. Być może dostrzeżemy coś co wcześniej nam umknęło.
sobota, 21 maja 2016
piątek, 1 kwietnia 2016
Ogród letni- Paullina Simons
Tatiana i Aleksander po wielu trudnościach w końcu się odnaleźli. Razem ze swoim synem Anthonym wiodą spokojne życie w Ameryce, w kraju wszelakich możliwości. Czy w nowym miejscu ich miłość przetrwa nieco inne próby losu?
Za ostatnią część sięgnęłam niemal natychmiast po przeczytaniu drugiej, czyli "Tatiany i Aleksandra". Tym razem było jednak inaczej. Tamta przez jakiś czas nie mogła mnie wciągnąć, a od tej nie mogłam się oderwać już od pierwszej strony. Z zapałem wchłaniałam słowa napisane przez tak genialnego pisarza jakim jest Paullina Simons.
Tym razem akcja książki rozgrywa się głównie w Ameryce, ale w wielu stanach. Moim zdaniem to, że po nich podróżujemy razem z bohaterami jest już samo w sobie niesamowitą przygodą. Otóż niezwykłe jest to, że są one tak różnorodne. Raz mieszkamy na Florydzie, gdzie słońce niemiłosiernie przygrzewa oraz słyszymy szum fal, gdy bohaterowie siedzą razem na piasku. Innym razem w Waszyngtonie, potem w Nowym Jorku. Mamy wrażenie, że rodzina Barrington'ów była wszędzie i widziała wszystko, że nieźle im się żyło. I to było prawdą. Mieli siebie, co było dla nich najważniejsze. Spędzili ze sobą wspaniałe chwile. Dom był dla niech tam, gdzie oni sami.
Książka opowiada głównie o życiu pewnej rodziny z pewną przeszłością, która nieraz dawała o sobie znać. Oboje bohaterowie przeżyli wojnę, jednak w nowym świecie nadal boleśnie ją odczuwali. Byli "skażeni gułagiem", jak to określił sam Aleksander. Jednak jak każdy człowiek z czasem dostosowali się do nowego, lepszego życia pozbawionego komunizmu. W końcu mogli robić na co tylko mięli ochotę. Mięli dla siebie mnóstwo czasu, w którym starali się zmazać jarzmo brutalnej przeszłości i odbudować płomienną miłość, która ich łączyła.
Jednak muszę przyznać, że ani ta, ani druga część nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, tak mną wstrząsnęła jak "Jeździec miedziany", czyli pierwsza część tej fenomenalnej historii. Książkę ta zawsze będę polecała tym, którzy chcą mnie słuchać i po prostu będę "wciskała" im tą książkę do rąk i nie spuszczę z nich wzroku, dopóki nie przeczytają choćby kilku stron i nie zakochają się w "Jeźdzcu miedzianym" na zabój, tak jak ja. Oczywiście nie bierzcie moich słów dosłownie, bo jest to jedna wielka przenośnia, która miała służyć poleceniu Wam tej książki, która zajmuje bardzo ważne miejsce w moim sercu.
I tak właśnie skończyłam serię o jednej z najwspanialszych miłości o jakich miałam przyjemność czytać. Pocieszam się jednak tym, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z Tatianą i Aleksandrem, ponieważ niejednokrotnie jeszcze będę czytać wszystkie trzy części.
Za ostatnią część sięgnęłam niemal natychmiast po przeczytaniu drugiej, czyli "Tatiany i Aleksandra". Tym razem było jednak inaczej. Tamta przez jakiś czas nie mogła mnie wciągnąć, a od tej nie mogłam się oderwać już od pierwszej strony. Z zapałem wchłaniałam słowa napisane przez tak genialnego pisarza jakim jest Paullina Simons.
Tym razem akcja książki rozgrywa się głównie w Ameryce, ale w wielu stanach. Moim zdaniem to, że po nich podróżujemy razem z bohaterami jest już samo w sobie niesamowitą przygodą. Otóż niezwykłe jest to, że są one tak różnorodne. Raz mieszkamy na Florydzie, gdzie słońce niemiłosiernie przygrzewa oraz słyszymy szum fal, gdy bohaterowie siedzą razem na piasku. Innym razem w Waszyngtonie, potem w Nowym Jorku. Mamy wrażenie, że rodzina Barrington'ów była wszędzie i widziała wszystko, że nieźle im się żyło. I to było prawdą. Mieli siebie, co było dla nich najważniejsze. Spędzili ze sobą wspaniałe chwile. Dom był dla niech tam, gdzie oni sami.
Książka opowiada głównie o życiu pewnej rodziny z pewną przeszłością, która nieraz dawała o sobie znać. Oboje bohaterowie przeżyli wojnę, jednak w nowym świecie nadal boleśnie ją odczuwali. Byli "skażeni gułagiem", jak to określił sam Aleksander. Jednak jak każdy człowiek z czasem dostosowali się do nowego, lepszego życia pozbawionego komunizmu. W końcu mogli robić na co tylko mięli ochotę. Mięli dla siebie mnóstwo czasu, w którym starali się zmazać jarzmo brutalnej przeszłości i odbudować płomienną miłość, która ich łączyła.
Jednak muszę przyznać, że ani ta, ani druga część nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, tak mną wstrząsnęła jak "Jeździec miedziany", czyli pierwsza część tej fenomenalnej historii. Książkę ta zawsze będę polecała tym, którzy chcą mnie słuchać i po prostu będę "wciskała" im tą książkę do rąk i nie spuszczę z nich wzroku, dopóki nie przeczytają choćby kilku stron i nie zakochają się w "Jeźdzcu miedzianym" na zabój, tak jak ja. Oczywiście nie bierzcie moich słów dosłownie, bo jest to jedna wielka przenośnia, która miała służyć poleceniu Wam tej książki, która zajmuje bardzo ważne miejsce w moim sercu.
I tak właśnie skończyłam serię o jednej z najwspanialszych miłości o jakich miałam przyjemność czytać. Pocieszam się jednak tym, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z Tatianą i Aleksandrem, ponieważ niejednokrotnie jeszcze będę czytać wszystkie trzy części.
piątek, 25 marca 2016
Tatiana i Aleksander- Paullina Simons
Paullina Simons po raz drugi zdołała wyrwać mi serce. Co ciekawsze- wcale nie protestowałam. Z wielką radością oddawałam się tej torturze, która o mało mnie nie zabiła. Po przeczytaniu "Jeźdzca miedzianego", czyli pierwszej części został mi ogromny niedosyt. Jak się już pewnie domyślacie, moje życie znów jednak wpadło w wir świata jednej z najwspanialszych historii jakie zostały napisane.
Tatiana i Aleksander w bestialski sposób zostają rozdzieleni. Ona ucieka do Ameryki z jego dzieckiem pod sercem myśląc, że nie żyje, on padł ofiarą niesprawiedliwości. Oboje muszą jakoś zmierzyć się z losem i nowymi okolicznościami. Nie wiedzą czy kiedykolwiek jeszcze się spotkają. Czy los okaże się dla nich łaskawy? Czy Anthony będzie miał możliwość poznania swojego ojca?
Przyznam się wam, że początek książki ogromnie mnie zawiódł. Była chwila, że chciałam ją odłożyć i do końca moich dni żyć tylko "Jeźdzcem", nie wiedząc jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Jednak byłby to największy błąd mojego życia, ponieważ po kilkunastu stronach nie mogłam się od niej oderwać. Od tego czasu bezgranicznie poddałam się tej przepięknej historii i ogromnemu talentowi autorki.
"Tatiana i Aleksander" to nie tylko zwykła, przesłodzona historia o miłości jak pewnie wielu z was sobie wyobraża. Owszem, jest to główny wątek książki, ale możemy w niej znaleźć także inne rzeczy. Paullina Simons popisała się ogromnym zasobem wiedzy na temat drugiej wojny światowej i wydarzeń, które miały miejsce również po niej. Trudno sobie wyobrazić ile pracy musiała włożyć w stworzenie ów książki. Jestem pełna podziwu. Zakochałam się w jej piórze już od pierwszej strony "Jeźdzca miedzianego" i po przeczytaniu tej części moja miłość tylko się pogłębiła.
Miłość Tatiany i Aleksandra jest taką jaką każda z nas pragnie przeżyć. Spontaniczna, niewyobrażalnie głęboka, prawdziwa, która pokona wszelkie przeciwności losu. Po przeczytaniu choćby paru linijek o tym uczuciu, trudno jest nam tak po prostu wrócić do rzeczywistości. W każdym słowie bohaterów wypowiedzianych do siebie jest tyle żaru i namiętności, że czujemy aż lekkie zażenowanie, jednak nie możemy przestać czytać, ponieważ mamy świadomość, że ta miłość zasłużyła sobie na wszystko co dobre.
Książka uczy nas tego, że nigdy nie należy tracić wiary. Nic nie jest niemożliwe. Jeśli na prawdę jesteśmy zdeterminowani, możemy osiągnąć wszystko. Należy brać przykład z Tatiany, która moim zdaniem jest jedną z najsilniejszych postaci żeńskich i walczyć o to co się kocha do granic swoich możliwości.
Polecam z całego serca wszystkie trzy części.
wtorek, 22 marca 2016
Ekspozycja- Remigiusz Mróz
Ekspozycja- to pojęcie mające wiele znaczeń i odnoszące się do wielu dziedzin życia. Można je spotkać zarówno w fizyce i biologii jak i w fotografii czy literaturze. To słowo kojarzy nam się jednak głównie z wystawą. Co ma wspólnego z książką Remigiusza Mroza? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jednak moim zdaniem autor chciał wystawić na światło dzienne tajemnice zarówno historyczne jak i międzynarodowe. Należy oczywiście pamiętać o fikcji literackiej, która mimo wszystko tutaj przeważa.
Zostaje popełniona okropna zbrodnia na Giewoncie. Znaleziono mężczyznę przygwożdżonego do krzyża całkowicie pozbawionego ubrania. Morderca nie pozostawił po sobie żadnego śladu oprócz monety, która staje się jego znakiem rozpoznawczym, ponieważ okazuje się, że przypadków podobnych do tamtego było więcej niż można było sobie z początku zdawać sprawę. Trudno pomyśleć, że ta "zwykła" sprawa była tylko nitką w sieci morderstw na skalę międzynarodową.
O Remigiuszu Mrozie czytałam bardzo wiele dobrego. Postanowiłam sprawdzić czym zasłużył sobie na takie uznanie. Teraz wiem. Pan Mróz pokazał mi jak dobra może być współczesna polska literatura. W "Ekspozycji' znalazłam wszystko co potrzebne jest dobremu kryminałowi. Po pierwsze Forst... Wiktor Forst, który całkowicie podbił moje serce. Zaczynając czytać nie wiedziałam, że oddam jej aż taką część mojego serca. Jest on detektywem, który przez swój spryt i odwagę (a może lekkomyślność?) znajduje się w okropnym położeniu. W trudnych sytuacjach potrafi zachować zimną krew (zazwyczaj). A co najważniejsze, jest przystojnym mężczyzną z poczuciem humoru! I jak przejść obok niego obojętnie?
Ku mojemu zaskoczeniu w książce odnalazłam także szczyptę uczucia, które było również niezwykłe dla głównego bohatera, ale to był jedynie dodatek do książki. Mamy tu również, jak już wcześniej wspomniałam wątek historyczny, ale także polityczny i narodowy. Jest tu po prostu szczypta wszystkiego i z tego robi się bardzo interesująca całość. Dodając do tego zakończenie, które nami wstrząśnie, otrzymujemy kawał bardzo dobrej roboty wykonanej przez autora.
Poprzez tą książkę możemy bardzo dobrze poznać samego autora. Widać, że jest to mężczyzna inteligentny, rzetelny, który kocha to co robi i to o czym pisze.
Rzadko polska książka mnie urzeka, ale tą serię nie tyle co lubię, ale uwielbiam i polecam czytelnikom o twardych nerwach, szukających głębokich wrażeń.
środa, 10 lutego 2016
Milczenie owiec- Thomas Harris
Clarice Starling, młoda adeptka Akademii FBI w Quantico, rozpoczyna staż w sekcji behawioralnej Biura, zajmującej się seryjnymi zabójstwami. Jej pierwszym zadaniem jest spotkanie z przybywającym w szpitalu dla umysłowo chorych wielokrotnym mordercą i kanibalem, z zawodu psychiatrą – doktorem Hannibalem ecterem, prawdziwym geniuszem zła. Zwierzchnik Clarice, Jack Crawford, liczy na to, iż Lecter pomoże FBI w zidentyfikowaniu innego zbrodniarza, nazwanego przez media Buffalo Billem, który od kilku miesięcy terroryzuje Stany Zjednoczone, porywając, mordując i obdzierając ze skóry młode kobiety. Starling wdaje się z Lecterem w niebezpieczną grę psychologiczną: w zamian za okruchy informacji na temat Buffalo Billa opowiada mu o swoim dzieciństwie, pozwalając, by oddawał ją osobliwej psychoanalizie. Czy dzięki genialnej intuicji Lectera uda się wpaść na trop psychopaty, zanim ten zabije kolejną porwaną kobietę? A może doktor wie o morderstwach więcej, niż chce ujawnić?
Lubimy Czytać
Książka ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zdecydowanie można powiedzieć, że działa na ludzką psychikę. Postać Hannibala Lectera jest jedną z najbardziej hipnotyzujących o jakich czytałam. Z niecierpliwością czekałam na to co powie, na jego przemyślenia i uwagi. Przyznam szczerze, że przywodził mi trochę na myśl Holmes'a, lecz w bardziej mrocznej odsłonie. Ów psychiatra, tak samo jak znany detektyw umiał świetnie analizować wszystko co go otaczało oraz wyciągnąć odpowiednie wnioski. Lecter był bohaterem, którego jednocześnie podziwiałam ze względu na jego wszechogarniający umysł, jak i byłam pełna obaw, ponieważ był dolny do wszystkiego. Pojmował świat w zupełnie inny sposób jak inni ludzie, nie kierował się sprawami moralnymi czy etycznymi. Mimo wszystko jest on z pewnością godny uwagi.
Tak samo zastanawiający jest przypadek Buffalo Bila, mordercy. Dlaczego robił to co robił? Czyż przeciętny człowiek może zrozumieć i odpowiedzieć na to pytanie? Myślę, że nie. Aby pozbawić życia niewinne osoby i to w tak bestialski sposób trzeba mieć całkowicie spaczoną psychikę. Wprawdzie dowiadujemy się, dlaczego obdzierał kobiety ze skóry, ale co nim kierowało... Cóż, tego pojąć nie jesteśmy w stanie. Być może tylko psychiatra umie w pełni zrozumieć jak działa umysł mordercy. Hannibal rozumiał. Wiedział co znaczy pozbawić kogoś życia.
Również postać głównej bohaterki robi wrażenie. Jest to młoda kobieta, która konsekwentnie dąży do swoich celów. Nie boi się podejmowania trudnych zadań. Umiała umiejętnie rozmawiać z Lecterem, a nikt tego nie potrafił. Wiedziała kiedy skończyć rozmowę, czasami udało jej się nawet nią pokierować. Uwielbiałam czytać ich wymiany zdań. To były rozmowy dwóch inteligentnych osób.
Książkę warto przeczytać ze względu na dynamicznych bohaterów, którzy na długo zapadną nam w pamięć. Poza tym dostarcz nam wiele emocji, ponieważ w niektórych momentach jest na prawdę zaskakująca. Z zapartym tchem śledziliśmy poczynania Clarice oraz Lectera, nie zapominając o Buffalo Bilu.
wtorek, 26 stycznia 2016
Pan Mercedes- Stephen King
Pewnego niefortunnego dnia duża grupa ludzi zrywa się bladym świtem z łóżka w poszukiwaniu pracy, którą gwarantuje miasto. Zdesperowani ludzie są zmarznięci i zmęczeni. Nagle z daleka wyłania się piękny samochód, który zwraca uwagę. Czemu on jedzie tak szybko? Czemu jedzie wprost na bezrobotnych? Czy nie ma zamiaru skręcić? Po chwili odpowiedź jest jasna. W masakrycznym wypadku ginie ośmioro ludzi, w tym niemowlę. Co za szaleniec mógł z premedytacją dopuścić się tak okropnej zbrodni! Sprawcy udaje się zbiec, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.
Emerytowany policjant Bill Hodges, po otrzymaniu listu od domniemanego Pana Mercedesa postanawia ponownie zająć się sprawom, mimo konsekwencji jakich może dostarczyć brak współpracy z władzami.
Tymczasem Brady Hartfield czuje się wspaniale. Nie dość, że wyrzucił z siebie złość jaką w sobie trzymał przejeżdżając po tych wszystkich ludziach, to jeszcze nie poniósł za to konsekwencji. Chce to zrobić ponownie. Jego z pozoru normalne życie kręci się tylko i wyłącznie wokół obsesji na punkcie zadawania krzywdy.
Miałam pewne obawy co do tej książki. Stephen King i kryminał? Jednak słyszałam o niej tyle dobrego, że nie mogłam jej sobie odmówić. Nie zawiodłam się. "Pan Mercedes" dostarczył mi wiele rozrywki, choć nie mogę powiedzieć, że mnie zachwycił. Najlepsze było to, że w książce można było odnaleźć cechy charakterystycznie pióra Kinga. Te silne charaktery, które przedstawił były całkowicie w jego stylu.
Jak pewnie zauważyliście (a może nie?) nie jest to typowy kryminał. Nie rozwiązujemy tutaj zagadki morderstwa, ponieważ sprawcę mamy podanego na tacy już od początku. Jest to (przynajmniej dla mnie) pewnego rodzaju nowość. Mimo tego czytelnik mógł się tylko domyślać następnych poczynać bohaterów, wspierać ich w podejmowaniu decyzji, lub po prostu być na nich zły z powodu ich lekkomyślności.
Można powiedzieć, że jest to typowy kryminał psychologiczny, ze względu na to, że mamy ukazane tu odczucia mordercy. Mamy możliwość oglądania jego życia po i sprzed tragedii. Wiadomo, że żadne pozbawienie kogoś życia nie jest uzasadnione (w paru przypadkach może i jest), ale w tej książce żadnego racjonalnego uzasadnienia nie ma. Nic nie usprawiedliwia Brady'ego.
Książka ta nie wyróżnia się niczym szczególnym od innych genialnych dzieł Kinga. Nie jest to lektura obowiązkowa dla fanów tego autora. "Pan Mercedes" jest dobrą lekturą dla zabicia czasu, ale jeśli ktoś zaczyna dopiero swoją przygodę z Kingiem, radzę tę książkę odłożyć na później i sięgnąć po "To", "Carrie"czy "Worek kości".
Emerytowany policjant Bill Hodges, po otrzymaniu listu od domniemanego Pana Mercedesa postanawia ponownie zająć się sprawom, mimo konsekwencji jakich może dostarczyć brak współpracy z władzami.
Tymczasem Brady Hartfield czuje się wspaniale. Nie dość, że wyrzucił z siebie złość jaką w sobie trzymał przejeżdżając po tych wszystkich ludziach, to jeszcze nie poniósł za to konsekwencji. Chce to zrobić ponownie. Jego z pozoru normalne życie kręci się tylko i wyłącznie wokół obsesji na punkcie zadawania krzywdy.
Miałam pewne obawy co do tej książki. Stephen King i kryminał? Jednak słyszałam o niej tyle dobrego, że nie mogłam jej sobie odmówić. Nie zawiodłam się. "Pan Mercedes" dostarczył mi wiele rozrywki, choć nie mogę powiedzieć, że mnie zachwycił. Najlepsze było to, że w książce można było odnaleźć cechy charakterystycznie pióra Kinga. Te silne charaktery, które przedstawił były całkowicie w jego stylu.
Jak pewnie zauważyliście (a może nie?) nie jest to typowy kryminał. Nie rozwiązujemy tutaj zagadki morderstwa, ponieważ sprawcę mamy podanego na tacy już od początku. Jest to (przynajmniej dla mnie) pewnego rodzaju nowość. Mimo tego czytelnik mógł się tylko domyślać następnych poczynać bohaterów, wspierać ich w podejmowaniu decyzji, lub po prostu być na nich zły z powodu ich lekkomyślności.
Można powiedzieć, że jest to typowy kryminał psychologiczny, ze względu na to, że mamy ukazane tu odczucia mordercy. Mamy możliwość oglądania jego życia po i sprzed tragedii. Wiadomo, że żadne pozbawienie kogoś życia nie jest uzasadnione (w paru przypadkach może i jest), ale w tej książce żadnego racjonalnego uzasadnienia nie ma. Nic nie usprawiedliwia Brady'ego.
Książka ta nie wyróżnia się niczym szczególnym od innych genialnych dzieł Kinga. Nie jest to lektura obowiązkowa dla fanów tego autora. "Pan Mercedes" jest dobrą lekturą dla zabicia czasu, ale jeśli ktoś zaczyna dopiero swoją przygodę z Kingiem, radzę tę książkę odłożyć na później i sięgnąć po "To", "Carrie"czy "Worek kości".
piątek, 8 stycznia 2016
Alchemik- Paulo Coelho
"Alchemik" jest to druga książka autora, z którą się spotkałam. Pierwszą była "Weronika postanawia umrzeć", która niespecjalnie przypadła mi do gustu. Czytałam ją kilka lat temu i przez nią bałam się sięgnąć po następne dzieła Coelho. Aż do niedawna. Postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Tym razem nie zawiodłam się, wręcz przeciwnie. Jestem pozytywnie zaskoczona.
Książka ta opowiada o losach młodego pasterza, który pragnie zobaczyć świat. Odszedł od rodziny z myślą o wspaniałych przygodach jakie go czekają. "W oczach ojca chłopiec odnalazł to samo pragnienie przemierzania świata, pragnienie ciągle żywe, choć przez dziesiątki lat zagłuszone troską o wodę, chleb i dach nad głową." Sandiego postanowił zawalczyć o swoje marzenia, zaryzykować. Później jako pasterz nie żałuje swojej decyzji. Ma stado owiec, z którymi podąża przez wszelkie pastwiska. Pewnego razu przyśnił mu się dwa razy ten sam sen. Uważa, że wszechświat daje mu znaki. Wkrótce poznaje pewnego człowieka, który go zaintrygował. Opowiada mu o Własnej Legendzie, którą każdy człowiek posiada, lecz nie każdy ma na tyle odwagi, aby ją wypełnić. "Jednak w miarę upływu czasu jakaś tajemnicza siła stara się dowieść za wszelką cenę, że spełnienie Własnej Legendy jest niemożliwe." Za namową starego człowieka sprzedaje swoje stado i postanawia zawalczyć o swoją Własną Legendę.
Nawet nie spodziewałam się, że ta książka wywrze na mnie tak ogromny wpływ. Jest to powieść typowo symboliczna. Pasterzem jesteśmy właśnie my sami, owcami- coś do czego jesteśmy gorąco przywiązani i co boimy się utracić, gdy będziemy dążyć za marzeniami. Stary człowiek jest naszą podświadomością, która bezustannie zachęca nas do tego, abyśmy nie poddawali się i walczyli o swoje szczęście. "Tajemnica szczęścia jest ukryta w tym, by widzieć wszystkie cuda świata i nigdy nie zapomnieć o dwóch kroplach oleju na łyżce."
"Alchemik" uświadamia nam, że trzeba ryzykować i nie przejmować się zanadto porażkami, ponieważ to właśnie dzięki nim zbliżamy się do tego o co dążymy. Każde niepowodzenie uczy nas czegoś nowego. "Im bardziej zbliżamy się do naszych marzeń , tym bardziej Własna Legenda staje się jedyną prawdziwą racją bytu." Droga do spełnienia marzeń nie jest prosta. Wręcz przeciwnie, jest kręta i wyboista i nie raz się na niej wywalimy. Należy jednak pamiętać, że po upadku trzeba się podnieść i iść dalej. Kiedyś na pewno dojdziemy do naszego celu, pokaleczeni, ale szczęśliwi.
Książka ta opowiada o losach młodego pasterza, który pragnie zobaczyć świat. Odszedł od rodziny z myślą o wspaniałych przygodach jakie go czekają. "W oczach ojca chłopiec odnalazł to samo pragnienie przemierzania świata, pragnienie ciągle żywe, choć przez dziesiątki lat zagłuszone troską o wodę, chleb i dach nad głową." Sandiego postanowił zawalczyć o swoje marzenia, zaryzykować. Później jako pasterz nie żałuje swojej decyzji. Ma stado owiec, z którymi podąża przez wszelkie pastwiska. Pewnego razu przyśnił mu się dwa razy ten sam sen. Uważa, że wszechświat daje mu znaki. Wkrótce poznaje pewnego człowieka, który go zaintrygował. Opowiada mu o Własnej Legendzie, którą każdy człowiek posiada, lecz nie każdy ma na tyle odwagi, aby ją wypełnić. "Jednak w miarę upływu czasu jakaś tajemnicza siła stara się dowieść za wszelką cenę, że spełnienie Własnej Legendy jest niemożliwe." Za namową starego człowieka sprzedaje swoje stado i postanawia zawalczyć o swoją Własną Legendę.
Nawet nie spodziewałam się, że ta książka wywrze na mnie tak ogromny wpływ. Jest to powieść typowo symboliczna. Pasterzem jesteśmy właśnie my sami, owcami- coś do czego jesteśmy gorąco przywiązani i co boimy się utracić, gdy będziemy dążyć za marzeniami. Stary człowiek jest naszą podświadomością, która bezustannie zachęca nas do tego, abyśmy nie poddawali się i walczyli o swoje szczęście. "Tajemnica szczęścia jest ukryta w tym, by widzieć wszystkie cuda świata i nigdy nie zapomnieć o dwóch kroplach oleju na łyżce."
"Alchemik" uświadamia nam, że trzeba ryzykować i nie przejmować się zanadto porażkami, ponieważ to właśnie dzięki nim zbliżamy się do tego o co dążymy. Każde niepowodzenie uczy nas czegoś nowego. "Im bardziej zbliżamy się do naszych marzeń , tym bardziej Własna Legenda staje się jedyną prawdziwą racją bytu." Droga do spełnienia marzeń nie jest prosta. Wręcz przeciwnie, jest kręta i wyboista i nie raz się na niej wywalimy. Należy jednak pamiętać, że po upadku trzeba się podnieść i iść dalej. Kiedyś na pewno dojdziemy do naszego celu, pokaleczeni, ale szczęśliwi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)